Recenzja: Convulse – Evil Prevails
2013, Svart Records
Powrotów z grobu ciąg dalszy. Tym razem padło na nie byle kogo, bo chyba każdy fan oldskulowego death metalu wie, że nagrany ponad 20 lat temu “World Without God”, czyli debiut CONVULSE, to klasyk, który znać trzeba, a lubić przynajmniej wypada. Powroty bywają jednak różne. Jak wygląda więc comeback w wykonaniu czwórki Finów? Niestety niezbyt okazale.
Pierwsza rzecz, która kładzie ten album, to brzmienie. Płaskie i pozbawione mocy. Gdyby nagrali go debiutanci, to być może byłbym odrobinę bardziej łaskawy. Niestety, mając w pamięci zarówno świetny debiut Convulse, jak i dokonania ich zdolnych uczniów, którzy swoje płyty nagrali w ciągu ostatnich kilku lat, nie potrafię włączyć im taryfy ulgowej. Druga sprawa to same kompozycje. Teoretycznie na całej płycie nie brakuje nośnych riffów. Problem polega na tym, że brzmi to wszystko jakby zespół nie bardzo wiedział, w którą stronę chce iść. Tu nawiązania do klasycznego death metalu z czasów “World Without God”, tam jakieś death`n`rollowe przytupy, elementy bardziej nowoczesnego mielenia czy nawet echa black metalu. Wszystko fajnie, czasem nawet wpada to w ucho, ale całościowo brzmi bardzo niespójnie i przysłowiowej kupy się nie trzyma.
Niestety. Powrót Convulse to rozczarowanie i delikatniej ująć tego nie potrafię. Nie jest to jakieś skrajne gówno i jeśli bardzo czekaliście na ten album, to i tak go sprawdzicie, ale z zeszłoroczną konkurencją nie ma najmniejszych szans. Pozostaje nadzieja, że chłopaki wezmą się w garść i następnym razem przywalą czymś sensownym. Proponuję korepetycje u ich rówieśników i kolegów po fachu z Purtenance, że o młodzieńcach pokroju Corpsessed nie wspomnę.
Ocena: 4,5
Autor: Maciej Malinowski