Recenzja: Warbringer – IV: Empires Collapse
2013, Century Media
Czwarty album amerykańskiego Warbringer to płyta z katalogu płyt, które im dłużej słucham, tym bardziej mi się podoba. Thrashowy łomot mocno przeplatany heavy metalowym riffem ? wydaje mi się, że ten flirt thrashu i heavy jest bardziej odczuwalny niż na poprzednich płytach, czasem – naprawdę czasem – z death metalowym pośmiardem. I to jest fajne.
Muzycznie jest to absolutnie przewidywalne i nie sądzę, by przy kolejnej płycie zespół w swojej prezentacji muzycznej coś zmienił, bo nie ma takiej potrzeby, ot, solidne thrashowe granie, bez silenia się na eksperymenty i nieosiągalne kreatywnie rejony. Maniacy będą wpiekłowzięci, miłośnicy zadowoleni, znawcy się uśmiechną. WARBRINGER jest częścią tej nowej fali thrash metalu na świecie, tego wybuchu mody wśród dzieciaków na katany, rurki i adidaski za kostkę, i czasem zastanawia mnie czy to jest faktycznie potrzebne, ale jak słucham takich płyt, to wątpliwość ustępuje. Bardzo mnie to cieszy, bo akurat Amerykańcy zostawili swój ślad w tej nowej historii, takim zwykłym thrashowym napierdolem z sercem i odrobiną polotu.
I może właśnie dlatego mi się ta płytka podoba, bo w tegorocznych oczekiwanych wydawnictwach thrashersów z Death Angel, Annihilator, Artillery czy Megadeth tego serca i napierdolu nie usłyszałem.
Ocena: 7/10
Autor: tro