Recenzja: Slaveout – Demo
2012, wydanie własne
Duch w narodzie nie ginie, a za stare dobre heavy biorą się kolejne pokolenia muzyków. I to kolejne w sensie jak najbardziej dosłownym, bo trzech z pięciu członków pochodzącego z mojego rodzinnego Goleniowa zespołu SLAVEOUT to synowie… moich kolegów. Chłopaków, którzy sami od lat metalu słuchają i, najwyraźniej, zamiłowanie do ciężkiego grania przekazali swoim potomkom w genach. I to z dobrym skutkiem.
Jeśli bowiem wziąć pod uwagę, że najstarszy z całej ekipy chłopak – wokalista Patryk Huczko – ma ukończone ledwie 18 lat, a za instrumenty złapali się gimnazjaliści, to czuć w nagraniach Slaveout naprawdę spory potencjał. Owszem, nie udało się młodzianom uniknąć szablonowości, czasem zbyt dosłownie odwołują się do dokonań gigantów New Wave Of British Heavy Metal, bywa, że wpadają na mielizny. Koniec końców robią to jednak z taką werwą, zawadiackim wdziękiem i co tu dużo gadać – dużym wyczuciem konwencji, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż cztery kawałki z tej demówki mogą być zaczątkiem czegoś większego. Ogromny plus przede wszystkim za maidenowską galopadę w otwierającym płytę “Last Journey”, ale też bardziej melodyjne, gdzieś tam ocierające się o bardziej epickie utwory Dickinsona i spółki “Sister of Death” oraz “Normans”, może nieco słabiej wypada kończący wszystko “Black Gold”. Zadziwia wręcz spójność kompozycji, jakość wykonania, wierność duchowi heavy metalu lat 80. i przebijające przez wszystko uwielbienie do Iron Maiden z okresu “Somewhere In Time”. A efektu końcowego może dzieciakom z Goleniowa pozazdrościć wiele znacznie bardziej doświadczonych kapel. I bynajmniej nie piszę tego po znajomości.
Warto zresztą zwrócić uwagę na to, że owo ślepe chyba póki co uwielbienie dla Maidenów, dzisiaj pewnie dla słuchacza zaleta, może łatwo zamienić się w pułapkę, w którą Slaveout złapie sam siebie. A NWOBHM to przecież wbrew pozorom dość pojemna formuła, w której prócz Iron Maiden, Judas Priest i Saxon mieszą się również takie zespoły jak Deep Switch, Diamond Head, Witchfinder General, Tygers Of Pan Tang czy Angel Witch. Warto i w ich nagraniach szukać natchnienia. A z nowym materiałem, ten ponoć ma być nagrany w przyszłym roku, poszukać wydawcy poza Polską. Tam, gdzie stare dobre heavy jest ciągle w łaskach, a nawet mała, undergroundowa wytwórnia jest w stanie dotrzeć z propozycją do jego fanów.
Ocena: 8/10
Autor: Paweł Palica