Recenzja: Ketha – 2nd Sight
2012, Instant Classic
Drugi album Kethy, “2nd Sight”, pozornie i podchwytliwie wydaje się być łatwy do zrecenzowania. Można wszak pisać o pewnej intensywności, którą usytuować warto w obrębie zespołów takich jak Godflesh, Neurosis czy Swans. Jest tu groove, ciężar i masywność Meshuggah, a nad wszystkim zdaje się unosić Kobong, z naciskiem na Chmury nie było. Są i połamane rytmy, z których znamy choćby Fantomas czy Tomahawk, jak i sporo jazzowych barw. O ile jednak na pierwszej płycie zespołu można było mówić o ściganiu Kobongowego wzorca, o tyle na nowej płycie, choć występuje tu masa oczywistych skojarzeń, o wiele jest więcej pierwiastka własnego – KETHA.
Wokalami, ponownie jak na pierwszej płycie zespołu, zajmuje się gitarzysta Maciej Janas. Pomiędzy płytami, obowiązki wokalisty pełnił Rafał Piotrowski (obecnie w Decapitated) i mam wrażenie, mając za sobą wiele koncertów KETHA z obydwoma wokalistami, że wyszło to zespołowi na dobre. Wnosząc po sukcesach Decapitated, Rafałowi również. Wokalna maniera i ekspresja Macka Janasa po prostu bardziej do tej muzyki pasują.
Słowa uznania należą się muzykom za wyczucie – na płycie nie ma niepotrzebnego dźwięku, przekombinowania. Tutaj – o ile można tak powiedzieć przy tej skomplikowanej i trudnej do zagrania muzyce – postawiono na prostotę. Choć płyta aż kipi od pomysłów, nie ma chaotycznej klęski urodzaju. Kompozycyjnie zdecydowali się na kosmiczne odloty i bardziej progresywne pasaże, jest też ciężar oraz dopierdolenie godne tuzów math-metalu czy djent. Często występują jazzowe połamane rytmy, a całość dopełnia mnóstwo ambientowych smaczków w tle. Czekałem na ukazanie się tej płyty od długiego czasu, z lekka już niedowierzałem, że Ketha skończy dopieszczanie materiału. Teraz nie mam wątpliwości, że było warto czekać. Brzmienie jest niekiedy sterylne, a czasem soczyście masywne. Skoro wspomniałem o Kobong czy Meshuggah, to brzmieniowo lepszym punktem odniesienia wydaje mi się Fredrik Thordendal?s Special Defects.
Minusem może być czas trwania płyty – raptem 31 minut. Ciężko uwierzyć, że to dopiero druga płyta zespołu. Niedługo w Stanach odbędzie się trasa Meshuggah, Baroness i Decapitated. Ketha pasowałaby tam, choć nie wiem, czy ich obecny materiał nie jest nie nazbyt wyrafinowany dla przeciętnego fana napierdalana do połamanych rytmów Meshuggah.
KETHA – gratuluję doskonałej płyty, czytelników Musik zachęcam do jej przesłuchania; w mojej opinii już z początkiem roku śmiało może powalczyć o miano najlepszego – nie tylko krajowego – wydawnictwa w obrębie ?połamanego? metalu.
Zapoznanie ułatwi szereg formatów, w których dostępna jest płyta. Wydawca, krakowski label Instant Classic, zdecydował się na formaty: CD, winyl i mp3 (dostępne m.in. na itunes i Amazon). Po pierwszej płycie KETHA widziałem wiele jej doskonałych koncertów. Liczę, że obecnie zespół ponownie zachwyci mnie na żywo. Dla wszystkich lubiących tripy w kosmosie – obecność obowiązkowa.
Ocena: 9,5/10
Autor: Kshish