Czy silnik wysokoprężny w samochodzie osobowym to wynalazek Szatana?
O Mord’A’Stigmata było głośno w ciągu ostatniego roku. Najpierw znakomita Ansia, świetnie odebrana zarówno przez prasę, jak i fanów. Później zimą trasa u boku Morowe i Thaw, a jesienią koncerty w największych polskich klubach wraz z Behemoth. O ostatniej płycie, zmianach w składzie, wrażeniach z ledwie co zakończonej trasy oraz o planach na przyszłość zdecydowanie ze Statikiem nie rozmawialiśmy.
Jestem zwolennikiem teorii, że silnik wysokoprężny w samochodzie osobowym to wynalazek Szatana. Czy dlatego samochody napędzane silnikami Diesla są tak popularne wśród artystów parających się najczarniejszą ze sztuk?
Hails! Teoria jest słuszna, Diesel Rudolf prawdopodobnie był wysłannikiem Złego. Nie wiem czy są bardzo popularne na scenie, ale na pewno zbyt popularne u nas w kraju. Nawet wśród kierowców robiących 10 tys. km rocznie, trasy głównie w weekend po zakupy i do fabryki, bo autobus za późno jedzie, a kartę trzeba przecież podbić na czas. I potem łatają te swoje golfy i passaty, czyszczą wtryski, wymieniają świece , regenerują turbiny klnąc przy tym na czym świat stoi i ładując kolejne wypłaty w swoje ?oszczędne? auta. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją dobre silniki na olej napędowy, trzeba tylko świadomie je wybierać i wiedzieć jakiego typu jazdy taki silnik potrzebuje, aby odwdzięczyć się właścicielowi bezawaryjną eksploatacją.
Kiedy pokochałeś samochody? Wyobrażasz sobie życie bez własnego samochodu, bez prawa jazdy z wyłącznie transportem publicznym? To już chyba gorsze od eutanazji.
Prawdziwy mężczyzna musi umieć prowadzić samochód. Nie ufam typom w wieku dwudziestu paru lat wzwyż, którzy nie potrafią prowadzić i nie posiadają do tego uprawnień. Co to za mężczyzna, który chcąc dostać się do celu odległego o parędziesiąt kilometrów, zdany jest na czyjąś łaskę? Transport publiczny skierowany jest dla podludzi i studentów (choć to w sumie to samo). A motoryzacją zacząłem się interesować bardzo pobieżnie w momencie kiedy sam zacząłem jeździć czyli jakieś 12 lat temu. Od paru lat natomiast pokonuje setki kilometrów dziennie i od tego czasu zrozumiałem, że z samochodem dobrze się zaprzyjaźnić, a jeszcze lepiej wiedzieć jak sobie tego przyjaciela dobrać. Okazało się, że motoryzacja to niesamowity świat, w którym doskonale się odnajduję, choć wciąż się uczę i daleko mi do jakiegoś omnibusa w temacie.
Jeśli chodzi o motoryzację, to świat idzie w dziwnym kierunku. Jeszcze dekadę temu, może i półtorej, stawiano silny nacisk na bezpieczeństwo czynne i bierne. Dzisiaj priorytetem jest ekologia postrzegana w dosyć osobliwy sposób. Mianowicie samochód ma mało palić w warunkach laboratoryjnych (w rzeczywistości przy pełnym otwarciu przepustnicy może palić tyle samo co samochód mało ekologiczny) i tyle. A, że będzie mniej trwały i tym samym będzie go trzeba utylizować i produkować w mało ekologiczny sposób kolejne egzemplarze to już nikogo nie obchodzi. Jak ci się podoba ta ekologiczna szajba?
Nie do końca się zgodzę. Trend na bezpieczeństwo wciąż jest bardzo silny. Stąd np. wzrost ilości poduszek powietrznych wraz z każdym face liftingiem modelowym. Podobnie karoseria, blachy teraz są tak projektowane, że przy potencjalnej stłuczce mają przejąć jak największy procent uderzenia, nie przenosząc go na pasażerów. W wyniku tego, jak zahaczysz o słupek parkingowy autem z rocznika 2011 lub młodszym, może się okazać, że sprasuje ci pół karoserii. Ot, paradoks współczesnej motoryzacji. Do tego spalania w warunkach laboratoryjnych, to jeszcze wrócimy, natomiast trwałość współczesnych samochodów jest łatwa do określenia ? tyle ile trwa gwarancja. Potem auto ma się zepsuć, żebyś musiał kupić nowe.
A co sądzisz o samochodach hybrydowych i elektrycznych? Z ekologicznego punktu widzenia mniej wydzielają CO2, a z drugiej strony prąd się skądś bierze i w polskich realiach produkuje się go z węgla. Sama produkcja akumulatorów też nie jest ekologiczna. Wbrew obawom wielu ludzi hybrydowe układy napędowe okazały się mało awaryjne i w dodatku przedłużają żywotność silnika spalinowego odciążając go przy ruszaniu i przyspieszaniu. Cóż, ciekaw jestem twojej opinii.
Miałem wątpliwą przyjemność prowadzić taki wynalazek. Aby osiągnąć spalanie zbliżone choćby do tego co deklaruje producent, trzeba się bardzo starać, być ciągle skupionym i co tu dużo pisać, po prostu jeździć jak pizda. Przy normalnym użytkowaniu takiego auta, moim zdaniem, wcale to bardziej ekonomiczne niż diesel nie jest. Poza tym brzmi podejrzanie (albo w ogóle nie brzmi, przy pracy baterii). Nie, na dzień dzisiejszy nie jestem zwolennikiem hybryd, ale być może mam za małe rozeznanie.
Nie wydaje ci się, że przemysł samochodowy w Unii Europejskiej stał się takim chłopcem do bicia? Wchodzą kolejne normy spalania i wiele innych przepisów, często mocno irracjonalnych, nakładających kolejne kagańce na producentów auto. Krowy wydzielają tony gazów, przemysł stoczniowy, statki na morzu to osobny temat, a po dupie dostaje tylko przemysł motoryzacyjny. Rolnicy, górnicy, medycy potrafią walczyć o swoje, nie wiesz dlaczego koncerny samochodowe się nie buntują tylko grzecznie podkulają ogon?
Nie mam pojęcia i w sumie to mnie akurat mało interesuje tak długo jak legalna będzie jazda autem z widlastym silnikiem 8 cylindrowym.
Downsizing to osobny temat, czasem śmieszny na tak, że aż popada w groteskę. Volkswagen dostał wiele nagród typu ?Engine of the Year? za swój silnik 1,4 TSI (ze sprężarką mechaniczną i turbiną), bo taki ultra nowoczesny i wyciąga z tej pojemności 180 KM. Szybko jednak wycofał go z produkcji (obecne 1,4 TSI nie ma wiele wspólnego z tamtym), bo okazało się, że nawet do końca gwarancji ta jednostka napędowa nie jest w stanie wytrzymać. Śmieszno i straszno się robi jak w samochodach segmentu D montuje się trzycylindrowe silniczki (1,0 EcoBoost w Fordzie Mondeo). Co artysta sądzi o tym trendzie?
Po pierwsze, żaden ze mnie artysta. Mówiłem to już wiele razy i uprzejmie proszę kolejny, żeby mnie tym mianem nie tytułować. Downsizing , jak to ładnie określiłeś, silników to jest jakiś totalnie spierdolony trend, mający chyba na celu zrobienie na złość miłośnikom motoryzacji. Nic nie zastąpi mocy wyciąganej z objętości jednostki wolnossącej, NIC. Świetnym przykładem są tutaj silniki nissana (skądinąd w kapitalnych autach, ale swoje wady mają). I tak na przykład w GT-R, (silnik niby nie mały, bo 3,8 litra, ale z podwójną sprężarką) , pojawia się turbo dziura. Czy kurde, to przystoi w aucie sportowym? Ja wiem, że kosztuje ten wóz 2 do 5 razy mniej niż Lambo albo Ferrari, jest tańszy od Porsche Panamera Turbo, ale w imię Jezusa z Nazaretu (swoją drogą, podobno dobry kierowca), reakcja na pedał gazu w takim aucie powinna być absolutnie natychmiastowa w pełnym zakresie obrotów. Kolejny przykład to Nissan Juke z 1,6 turbo 190 KM. Pali to tyle co Lexus IS 250, osiągi na papierze niby te same, ale porównaj wrażenia z jazdy jednym i drugim. Przepaść.
Amerykanie wychodzą z założenia, że pojemności nic nie zastąpi. Właściwie jedyną jeszcze ostoją silników wolnossących prócz USA jest Japonia, bo tamtejsze koncerny eksperymentują z technologią hybrydową bądź zwiększeniem wydajności konwencjonalnych jednostek (Mazda i technologia SkyActive). Duże silniki są mniej wysilone, pracują pod mniejszym obciążeniem i tym samym są bardziej trwałe. W perspektywie mimo większego spalania mogą okazać się mniej uciążliwe dla portfela. Lubisz duże pojemności?
W znacznym stopniu wypowiedziałem się na ten temat powyżej. Żadną technologią nie da się zastąpić kultury pracy silnika V6 czy V8. Płynności i liniowości przyspieszenia, brzmienia, osiągów itp. I wcale nie zgodzę się, że te małe silniki doładowane turbinami i wysilone do granic możliwości dla 10 koni mechanicznych więcej, palą jakoś znacząco mniej. Z własnego doświadczenia (wspomniany wcześniej Nissan Juke 1,6 turbo) wiem, że taki silnik potrafi konsumować dokładnie tyle samo paliwa co widlasty silnik wolnossący o podobnej mocy. I żaden spec od marketingu nie przekona mnie że jest inaczej. Tak, jestem heteroseksualnym mężczyzną, co jest równoznaczne z tym, że jestem zwolennikiem dużych jednostek napędowych.
Moim zdaniem prawodawstwo dotyczące samochodów, trendy o których wspominaliśmy wyżej sprawiają, że auta coraz bardziej stają się takimi urządzeniami do przemieszczania się z punktu A do B, totalnie bez duszy. Nie boisz się, że dożyjesz jeszcze czasów, w których będziesz musiał jeździć takim wozidłem, a twoja rola jako kierowcy zostanie ograniczona bądź zupełnie wyeliminowana? Nie mówiąc już o czymś tak oczywistym jak radość z jazdy.
Nie boję się tego, zawsze będzie możliwość zakupu i poruszania się jakimś klasykiem. Nie sądzę, żeby pojawił się nakaz poruszania się samochodami tylko nowymi, z jakimiś absurdalnymi normami spalania, gdyż zwyczajnie społeczeństwa na to nie stać.
Citroen C6 czy Audi A6?
Zabawne pytanie. Oczywiście C6. A6 jest samochodem tak powszechnym, obdartym z jakiejkolwiek magii, że wywołuje u mnie wręcz lekki uśmieszek. Typowy przykład samochodu dla zwolenników teorii, że das auta są najlepsze i bezkonkurencyjne. Znam takiego jednego, który był srogim wyznawcą niemieckiej marki, do czasu aż zrobiliśmy sobie wycieczkę Lexusem GS450, naszego wspólnego znajomego. Po tym doświadczeniu, rzeczony jegomość zamienił swoją ukochaną A6 na wstrętnego Japończyka, którym jeździ bezusterkowo do dziś. Pozdrawiam cię serdecznie, Rafale! Wracając do C6, to piękne, bardzo oryginalne i subtelne auto. Jego wadą jest oczywiście ograniczona gama silników, bo jedyna dostępna jednostka benzynowa pali jak smok, a jeździ bardzo przeciętnie. Jakby nie mogli wsadzić do tego wozu wybornej, znanej z Renault 3,5 litrowej V6. Na szczęście jest całkiem klawy 3,0 HDI diesel, który montowany jest obecnie również w Jaguarze XF. Jedyny rozsądny wybór dla naszego Citroena. Ale pomijając tę niedogodność, auto super komfortowe i stworzone dla koneserów 4 kółek.
Banalne pytanie na koniec czyli o motoryzacyjne marzenia, hails!
Być może Nissan GT-R, pomimo tego co o nim wyżej napisałem. To wciąż genialne i dość uniwersalne jak na tą technologię auto. A takim marzeniem bardziej realnym jest Lexus IS-F 5.0. Mam silne wewnętrzne przekonanie, że kiedyś będę właścicielem takiego wozu. Hails!
rozmawiał Krzysztof Słyż