Musick Magazine

Metal Magazine

Triptykon + goście, 16.03.2017, Kraków – “Kwadrat”

?Pod tą czapką wynaleziono black metal?. Na tak opisany mem z aktualną fotografią Thomasa Gabriela Fischera w jego kultowym już okryciu głowy można było natknąć się w sieci kilka dni przed inauguracją minitrasy Triptykon po Polsce. Zabawne? Owszem. Oddające istotę rzeczy? Bez dwóch zdań.

O polskich supportach dwa zdania. Lubelski Blaze of Perdition z początku poważnie skrzywdził akustyk. Jakoś na wysokości Into The Void Again nieco się zreflektował, udało się złapać dużo lepszy balans i już do końca koncertu ? który mknął równie szybko jak momentami Wizun po werblach ? było wszystko ok. Był las, był blast, były bardziej majestatyczne pasaże (tak ładnie powplatane na Near Death Revelations). Królestwo Niczyje, ciepło przyjęte przez gromadzące się coraz liczniej audytorium, było. Blaze of Perdition to szpica krajowego black metalu, i to ta ścisła.

Mord?A?Stigmata, cisi bohaterowie tego wieczora, również. Jak mało kto w tym kraju potrafią skutecznie ciskać transowymi dźwiękami w publikę i ją nimi mamić; czy może raczej metodycznie rozjeżdżać. Zero jakiegokolwiek scenicznego sztafażu, aktorstwa, chowania się za wizerunkiem. Rytm (jestem ogromnym fanem talentu aktualnego bębniarza i jego partii; na Hope szczególnie), riff, umiejętna repetycja i budowanie napięcia, przeszywający a przy tym czytelny wokal Iona. Zagrali The Mantra of Anguish oraz bodaj trzy czwarte Hope. Jak słucham najnowszego materiału bocheńsko-krakowskiej kapeli z płyty to wydaje mi się, że momentami jest jednak w tych przystępnych, melodyjnych chwilami dźwiękach, nieco światła, odrobiny jakiegoś ciepła. Konfrontacja na żywo udowadnia, że nie, nie ma ich. Gdy uważnie przyjrzałem się Staticowi, jego twarzy, podczas grania solówki w The Tomb from Fear and Doubt, dotarło do mnie ostatecznie że to iluzja. Tu są emocje, bardzo silne, ale od pozytywnych lokujące się daleko. Bardzo wyrazisty koncert.

Secrets of the Moon, obecnie stylistycznie chwilami dość nieodległy od autorów Hope, wypadł dobrze. Kto lubi kapelę, nie miał żadnych argumentów, aby poczuć się ich krakowskim koncertem niezadowolony. Z czystego black metalu z wcześniejszych wydawnictw zostało w muzyce Niemców niewiele. Pomimo tego udało im się zbudować taką narrację gdzie przystępne, zaopatrzone w nośne refreny Man Behind the Sun czy Hole z ostatniej, zasłużenie pozytywnie przyjętej płyty Sun, dość naturalnie zazębiły się z Seven Bells czy zamykającym set, mrocznym Lucifer Speaks, zapowiadającym jakby to, co miało dziać na scenie jakieś dwadzieścia minut później.

Thomas Gabriel Fischer i jego dorobek to fenomen. Wymyślał i kreował podgatunki w metalu. Zdarzyło mu się artystycznie pośliznąć, ale raczej jednorazowo i kiedy to było? I co było potem, po latach? Jaki powrót zanotował? Ile było kanonicznych dla podziemnego metalu zespołów, które wróciły z niebytu po latach z materiałem o potencjale Monotheist? A ile takich, które pod jeszcze innym szyldem, z nowymi ludźmi (dodajmy: młodymi i bez wielkich nazwisk) potrafiło skutecznie i w sposób autentyczny kontynuować dziedzictwo przeszłości? No? Ile? Wróćmy do klubu. Zarówno Warrior, jak i towarzyszący mu w Triptykon muzycy są w świetnej formie. Podobnie jak podczas XMass Knock Out w grudniu 2014 roku w nieodżałowanej Fabryce, Thomas przywiózł pod Wawel zestaw hitów z różnych etapów swojej działalności. Propozycje korzenne kapitalnie przegryzały się z muzyką współczesną. Zabrali publikę ? nie tak liczną jak można by się spodziewać, ale raczej nieprzypadkową ? prosto Into the Pandemonium. Procreation (Of the Wicked) cudnie korespondowało z Altar of Deceit, Morbid Tales ze zwiewną, jak na ich granie, Aurorae, Dethroned Emperor z Goetia czy Circle of the Tyrants z miażdżącym The Prolonging. Temperatura przez te osiemdziesiąt minut nie siadła ani przez sekundę. To wymowne.

Móc widzieć i słuchać ich na żywo, w takiej dyspozycji, z taką muzyką ? to przywilej.
Autor: Sławek Łużny
Fotografie: Piotr Śliwa (www.pksphotography.com)