Recenzja: Toxic Holocaust – Chemistry of Consciousness
2013, Relapse Records
Nie bardzo wiem, w którym momencie TOXIC HOLOCAUST rzekomo dał dupy. Coraz częściej słyszę takie opinie i są one kompletnie nieuzasadnione. Wystarczy posłuchać nowego “dziecka” niezmordowanego Joela Grinda, żeby po raz czwarty przekonać się, że wszystko się w tym zespole oraz w tej płycie zgadza. Ma doskonałe brzmienie, szorstkie i czytelne. Ma mnóstwo klasycznych riffów, które to trio umiejętnie przegrywa na swoją, bardzo charakterystyczną nutę. Ma w końcu mnóstwo radioaktywnego jadu, który śmiertelnie pokąsa wasze ośrodki słuchowe, niczym owa zadowolona kobra, chytrze spoglądająca z okładki “Chemistry of Consciousness”. Czwarty krążek TOXIC HOLOCAUST muzycznie żre jak cholera, umiejętnie łącząc w sobie szorstkie patenty thrashmetalowe z punkowym szaleństwem i wściekłymi wokalami Joela. Każdy numer to pieprzony hit, przy którym noga chodzi sama, a łeb chce napierdalać jak oszalały. To nie jest muzyka dla grzecznych chłopców, którzy brandzlują się przy nowej płycie SATYRICON, ale dla prawdziwych facetów, mających metal w jajach, żyłach i muskułach. Niespełna 29 minut 666% metalu w metalu. MOC!
Ocena: 666
Autor: Marcin Matuszczak