Musick Magazine

Metal Magazine

Recenzja: Rogi – Martwc EP

Nyia, swoim post-kobongowskim grindem, łamała schematy na polskiej scenie, wpuszczając do niej potężny haust świeżego powietrza. Jej były gitarzysta, w swoim najnowszym pomyśle, również eksploruje terytoria, na które rodzimi muzycy niezwykle rzadko się zapuszczają. Mowa oczywiście o Bartoszu Rogalewiczu i jego projekcie Rogi, w którym artysta tworzy szamański drone/sludge.

O ile Nyia stawiała na oszałamiającą wręcz technikę, to Rogi leżą na zupełnie przeciwstawnym biegunie. Martwc, w swej formie jest skrajnie minimalistyczny, surowy, wręcz prymitywny. Sesja do tej EPki przebiegła w iście rekordowym tempie, bowiem Bartosz skomponował i nagrał całość w ciągu 4 godzin. Równie istotne jest to, że powstała w noc Dziadów, w miejscu o lynchowskiej nazwie – Black Lodge. Wszystkie te czynniki sprawiły, że Martwc jest wręcz przesiąknięta rytualną atmosferą, której najbliżej emocjom rezonującym z  krążków Sunn O))).

Rogi, w tym, nieco ponad 10-minutowym materiale, prezentują niezwykle zróżnicowaną paletę odcieni drone/doom metalu, sludge?u czy nawet noise rocka. Ostatni styl pojawia się już w pierwszym numerze, będąc sprawnie wymieszany z akordami, pochodzącymi od Melvins. W Że Nikt Tam Nie był, Bartosz serwuje nam za to dronowy pejzaż, prowadzony z bluesowym wyczuciem, z wywołującą dreszcze deklamacją opisów mąk piekielnych, zaczerpniętą z Dzienniczków siostry Faustyny. Czysty black metal! W następnych numerach, gdy wzmacniacze są już solidnie rozgrzane, Rogi ukazują swoją dziką, sludge?ową stronę (Wcielenie). Po chwilowym odciążeniu, za sprawą Złowir, na koniec zapadamy się w głębokie odmęty sprzężonych dronów, przywodzących na myśl pierwsze eksperymenty Earth.

Z pewnością techniczny atawizm, ocierający się momentami wręcz o toporność, tworzy intrygującą, szamańską otoczkę. Bardzo możliwe, że dla części słuchaczy w/w cechy Martwc będą odrzucające. Ich strata! Ja biorę w ciemno kolejne materiały Rogów. Mało kto bowiem potrafi w 11 min. przekonać słuchacza, że muzyczny rytuał,  to nie tylko zgrabna metafora, lecz najprawdziwsze doznanie.

Ocena ? 7.5/10

Jakub Gleń