Musick Magazine

Metal Magazine

ANDRZEJ NOWAK (Southern Discomfort) ? Cenię szczerość, nie trawię taniochy

Już w najbliższą sobotę na koncertową mapę Krakowa wraca Southern Dicomfort. Przerwa okazała się dość krótka, co ogromnie cieszy, bo za tą cykliczną imprezą, wyzbytą parcia na merkantylno-komercyjne profity, kryją się niebanalne koncerty.

Rozmawiamy z Andrzejem Nowakiem, inicjatorem i organizatorem Southern Discomfort.

Dużą siłą Southern Discomfort jak dotąd było to, że trudno przyłożyć jeden wspólny stylistyczny mianownik czy profil do twoich koncertów ? po pierwsze. Drugą rzecz taka, że organizowałeś koncerty kapel szerzej nieznanych, drugi a nieraz i trzeci ?obieg?. Nadal taką formułę będziesz praktykował?

Andrzej Nowak: Na pewno jednym, wspólnym stylistycznym mianownikiem jest fakt, że wszystkie zespoły które grały na Southern Discomfort zwyczajnie mi się podobały. Każda kapela która jak dotąd była ?headlinerem? to zespół interesujący, nowatorski czy zwyczajnie dobry. Starałem się w miarę możliwości trzymać jakiś poziom, żeby ludzie chodzący na moje imprezy mogli mieć gdzieś tam z tyłu głowy wdrukowane, że nawet jak coś na pierwszy rzut ucha ich nie przekonuje, to skoro ich jednak zaprosiłem, warto im poświęcić uwagę. Cenie też szczerość w tym co się robi i nie trawię taniochy.

Jakie kryteria, poza swoimi preferencjami muzycznymi czy egoistycznymi pobudkami, decydują o tym że kapela zagra na SD? Sam starasz się i proponujesz koncert gdy coś ci wpadnie w ucho czy inicjatywy częściej wypływają od drugiej strony?

Czasami sam pisze, widząc że ktoś kto szczególnie mnie interesuje jest w trasie, jednak obecnie znacznie częściej korzystam z kontaktów z agencjami. Rano do kawki sobie otwieram thunderbirda i patrze co tam ciekawego słychać (śmiech).

Od strony organizacyjnej pomaga ci ktoś czy sam wszystko ogarniasz? Prowadzisz jakąś stałą współpracę z agencjami, distrami, mediami, innymi podmiotami?

99,9% rzeczy przy 99,9% imprez robię sam i dlatego też często jestem tym zwyczajnie zmęczony, przytłoczony i miewam dość. Prowadzę od jakiegoś czasu współpracę z kilkoma agencjami, które mają pod swoimi skrzydłami kapele w klimatach mi bliskich. Co do mediów, to bywa różnie. Staram się działać z takimi, które faktycznie w czymś mi pomagają. Jasne, promocja się liczy, tutaj przydałaby mi się pomoc kogoś bardziej poukładanego, bo sam pracuje trochę chaotycznie ? taki charakter.

Kraków ma dobrą bazę i otoczenie na organizację klubowych, undergroundowych koncertów podobnego formatu jak twoje? Jest odpowiednia ilość miejsc z zainteresowanymi właścicielami/menadżerami i zapleczem? Jak to oceniasz?

Prawdę mówiąc nie. Na mniejszą skalę spoko, na bardzo dużą skalę też spoko. Brakuje natomiast miejsc z porządnym zapleczem na takie imprezy powiedzmy na 200-300 osób. Wszystko jest spoko dopóki zapraszasz zespoły, które działają na zasadzie DIY i są przyzwyczajone do nieco ?punkowych? warunków. Czasem jednak ludzie których zapraszam oczekują cichego, eleganckiego backstage, gdzie przed występem mogą sobie w spokoju posiedzieć na kanapie i wypić kawusię. Często też kluby nie chcą się otworzyć na nowości, nie mają zaufania, bo dla nich kultura niezależna to Mietek Wcześniak, Paria Meszek i Gaba Gulka. Był fantastyczny Lizard King z którym świetnie mi się pracowało, traktowaliśmy się nawzajem poważnie i zawsze wszystko zgadzało się tam od A do Z, ale Lizard zdechł a na jego miejscu wyrósł Hush ? pierwszy w Krakowie klub z muzyką disco polo. Znamienne prawda? Ludzie się śmieją ze mnie, że przeżywam takie rzeczy, że się wkurwiam i tupię nogą, ale ja tego zwyczajnie nie mogę przeżyć, że takie gówno, taki wrzód wyrósł na miejscu pięknego klubu, z genialną akustyką, zajebistą obsługą i managementem, który otworzył się na coś nowego. Większe kluby w Kraku są też często zwyczajnie… drogie, a mnie zależy żeby bilety na moje imprezy były możliwie jak najtańsze.  Wkurwia mnie też kiedy szanowni menagerowie nie są w stanie choćby odpisać na mail lub kiedy próbujesz się z nimi spotkać i pogadać, traktują cię jak jakiegoś niepoważnego debila. Powiem tak ? nie jest łatwo. Kraków ? miasto kultury, a organizatorzy niezależnych imprez wycofują się jeden po drugim. Kraków ? miasto kultury a fajne koncertowe budy padają częściej niż stare baby w domu opieki u Helclów.

Masz tych koncertów na koncie już kilkadziesiąt. Nie myślisz, by spróbować zorganizować coś z większym ?potencjałem? komercyjnym?

Od rzeczy z większym potencjałem komercyjnym są inni. Ja nie potrzebuje na tym zarabiać, ja robię imprezy dla własnej frajdy, dla moich znajomych i dla ludzi, którzy potrzebują czegoś jeszcze oprócz corocznego Behemotha i zestawu juwenaliowego. Mam fantazję, marzenie, by zorganizować kiedyś większy, dwudniowy fest. Ale to jeszcze za jakiś czas, jak poukładam swoje sprawy.

Który z dotychczasowych koncertów Southern Discomfort tobie osobiście sprawił największą frajdę? Który przysporzył od strony organizacyjnej, technicznej, jakiejkolwiek innej najwięcej kłopotów?

Hmm… No nie ukrywam, że wielką satysfakcją było ściągnięcie do Krakowa Corrections House i możliwość pogadania z Mike?iem Williams?em czy Scottem Kelly z pozycji nie tylko fana a również współpracownika. Genialnie współpracowało mi się z Jex Thoth, w życiu nie spotkałem artystki, która z jednej strony byłaby tak urocza, skromna i ?down to earth? a z drugiej absolutnie profesjonalna. Świetnie bawiłem się na Orchid, na Mgle… Co do tych, które wspominam gorzej to oczywiście chodzi o takie, na których frekwencja nie powaliła. To zawsze jest przykre stawiać fajnych muzyków przed koniecznością grania dla pustawej sali. Na całe szczęście takich imprez nie było dużo. Zorganizowanie Mgły w zeszłym roku było dla mnie sporym wyzwaniem, pomagał mi kumpel, tam już było jednak trochę zabawy z finansami, z dogrywaniem szczegółów, etc. Na szczęście jestem zdania, że wypadło świetnie i nie mam ani sobie, ani muzykom, ani obsłudze nic do zarzucenia. Każdemu organizatorowi, życzę współpracy wyłącznie z ludźmi tak ogarniętymi jak Mgła i reszta zespołów grająca tamtego wieczora. Soundcheck o tej i o tej, papu o tej i o tej i za nikim nie musisz biegać, szukać… Wszyscy wiedzą co mają robić i działają według wcześniejszych ustaleń. Wiesz, ja jestem nerwus, mnie każda impreza kosztuje strasznie dużo stresu, boli mnie zawsze brzuch kiedy się zastanawiam czy wypadnie spoko, bo tego nigdy nie wiesz do ostatniej chwili i pewnych rzeczy nie możesz przewidzieć. Najgorszym z czym musiałem się zmierzyć to telefon od Luc?a Lemay?a z Gorguts, kiedy gdy czekaliśmy już w klubie przygotowani na całą imprezę gość zadzwonił i powiedział że wysiadł im bus pod Zieloną Górą i nie dojadą, no i chuj no i cześć. I patrzysz na te butelki whisky, na to żarcie, z zapłaconym rachunkiem za hotel… Supporty w klubie, ludzie z biletami pod klubem, a ty stoisz jak cieć i zastanawiasz się co zrobić.

Opuściłeś niedawno Outre, co było zaskakujące. Wcześniej byłeś wokalistą w Fleshworld. To twój definitywny rozbrat z tą stroną działań muzycznych?

Mam nadzieję że nie, pewnie na dłuższą metę będzie mi tego zbytnio brakować. Coś tam nowego knuję sobie powoli ze znajomymi, zobaczymy co z tego wyniknie. Są plany w każdym razie, ale dopóki coś się nie wyklaruje faktycznie, to nie ma czym się chwalić i o czym gadać.

Southern Discomfort ? bo lubisz Eyehategod czy inna jest ?etymologia? szyldu?

Uwielbiam Eyehategod, poza tym wiesz, Kraków ? południe… dyskomfort, te różne dziwaczne, hałaśliwe zespoły… Jakoś tak mi to wszystko fajnie pasuje do siebie (śmiech).

Stan zawieszenia na szczęście okazał się tylko przerwą i trwał krótko. Andrzej, powrót Southern Discomfort to powrót na dłużej, prawda? Te już trzy ogłoszone marcowo-kwietniowe koncerty to preludium na przyszłość?

Nie wiem (śmiech). Zobaczymy co przyniesie czas. Zobaczymy jak się będzie sytuacja rozwijać, jak będzie rozwijać się moje życie. Chciałbym, ale nie wiem nawet czy ludzie jeszcze w ogóle potrzebują do czegoś takiej formuły, a przecież cała inicjatywa jest w równej (a może nawet i w większej) mierze dla nich jak dla mnie.

 

Sławek Łużny

 

https://www.facebook.com/southerndiscomfortkrk

 

DSC_5574